niedziela, 19 stycznia 2014

Najbardziej szaleni władcy

Każde państwo potrzebuje silnego, mądrego i co najważniejsze- reprezentatywnego władcy, który zapisze się na kartach historii tak dobrze, że jeszcze nasze praprawnuki będą miały z kogo być dumne.
Gorzej, gdy miłościwie panujący okazuje się niestabilnym umysłowo, ekscentrycznym dziwakiem, psychopatycznym dewiantem lub niegodnym swego urzędu pijakiem. O takich władcach najlepiej zapomnieć. Dlatego właśnie dziś Wam o nich przypomnę.

Karol VI Szalony
Ten rządzący Francją na przełomie XIV i XV wieku władca mógł pochwalić się dwoma rzeczami- wyjątkową płodnością (jego wysokość dorobił się 12 potomków) oraz przydomkiem "Szalony", na który to Karol VI zdecydowanie zasłużył. Choroba psychiczna, niczym grom z jasnego nieba, spadła na króla w chwili gdy ten odbywał podróż do Orleanu. Znienacka Karol wpadł w szał i wymachując mieczem zaatakował swoja świtę. Udało mu się nawet zabić jednego z rycerzy, zanim reszta królewskiej ekipy zdołała zapanować nad oszalałym monarchą. 
Dalej było już tylko gorzej. Królowi trzeba było co chwile przypominać kim jest i jak się nazywa, bo biedak cierpiał na kłopoty z pamięcią. Pewnego razu strzelił focha i odmówił mycia się oraz zmieniania odzieży. Przez wiele miesięcy nikt nie był w stanie nakłonić go do jednego chociaż odstępstwa od tego postanowienia. Niekiedy też odklejała mu się klepka i władca wrzeszcząc biegał po korytarzach swej rezydencji. Dla jego własnego dobra pozamykano niektóre drzwi...
Oddawał się nieustannym rozrywkom, które źle wpływają na jego zdrowie. Podobno jedna z zabaw króla skończyła się tragicznie– do historii przeszła ona jako „Bal płomieni”. Igrając z ogniem, nieostrożni młodzieńcy podpalają się, po czym płoną niczym żywe pochodnie. Jednak najciekawszym odjazdem Karola VI był dzień, w którym król stwierdził, ze jego ciało wykonane jest z delikatnego szkła. W związku z tą kłopotliwą przypadłością, władca nosił mięciutkie, wyściełane poduszeczkami ubranie i zabraniał komukolwiek dotykania swej szklanej osoby. Uważał, że nieostrożny ruch może przyczynić się do jego śmierci. W wolnych chwilach aranżował swój własny pogrzeb, organizując liczne próby i dokładnie planując całe wydarzenie. Choroba Karola VI nie opuściła go aż do śmierci.
                                                                                 

Sułtan Ibrahim I
To jeden z najbardziej znanych przedstawicieli dynastii Ottomanów. Historia pamięta go jako władcę, który niemalże doprowadził Imperium do upadku. Ibrahim cierpiał na głęboką depresję i nerwicę. Nie lubił się też dzielić- gdy usłyszał plotkę, że jego kochanki zostały "naruszone" przez innego mężczyznę, kazał utopić wszystkie 280 mieszkanek swego haremu w morzu . Sułtan, mimo że wykazywał się też wyjątkowym, bezdusznym okrucieństwem, miał jednak potrzeby serca i zapragnął znaleźć żonę, którą mógłby obdarzyć najgłębszym z uczuć... 
Warunek był jeden- wybranka władcy musiała być najbardziej otyłą kobietą, jaka po ziemi chodziła. Znaleziono taką kandydatkę gdzieś w Armenii i z wielkim wysiłkiem przywleczono sułtanowi pod nos. Ibrahim I był zachwycony i nazwał ją Sheker Pare, czyli "cukiereczkiem".





Cesarz Zhengde 
Przenosimy się do Chin z okresu rządów dynastii Ming. Zhengde był z całą pewnością czarną owcą i prawdziwą zakałą całego monarszego rodu. Wstąpił na tron jako czternastolatek i dość szybko zachłysnął się wszystkimi dobrodziejstwami płynącymi z posiadania władzy. Zhengde nie tylko podejmował idiotyczne i nieprzemyślane decyzje, ale i głównie skupił się na zaspokajaniu własnej chuci, niźli na rządzeniu. Pijany do nieprzytomności władca nie tylko notorycznie odwiedzał wszystkie okoliczne burdele, ale i sam tworzył takie.
Imperator miał też i całkiem dziecinne zachcianki. Raz nakazał stworzyć wewnątrz swego pałacu całą handlową dzielnicę miasta, gdzie jego słudzy, żołnierze i eunuchowie, przebrawszy się za ulicznych sprzedawców, odgrywali przypisane im role, podczas gdy Zhengde kroczył pomiędzy straganami udając zwykłego przechodnia... W 1521 roku władca, nawaliwszy się alkoholem srogo, wpadł do kanału i mocno się poobijał. Wkrótce zmarł w wyniku infekcji, które wdały się do jego ciała.



Norton I
A tego pana nie znajdziecie na oficjalnej liście osób rządzących Stanami Zjednoczonymi, bo człek ten był władcą- samozwańcem. Brytyjczyk Abraham Norton przybył do Stanów w 1849 roku z nadzieją szybkiego pomnożenia swego (i tak już niemałego) majątku. Niestety, biznesmenem Norton był lichym i cała kasa, którą posiadał, szybko ulotniła się. Wraz z kurczeniem się fortuny rósł jego ekscentryzm. I tak też w 1859 roku, klepiąc skrajną biedę, ogłosił się on oficjalnym władcą Stanów Zjednoczonych. Mimo że prasa uznała to początkowo za żart, to Norton I znalazł grupę oddanych fanów z San Francisco. Ci uszyli mu piękne szaty i publicznie zwracali się do niego tytułem "wasza wysokość".
Początkowo jego rządzenie polegało na bezustannym wysyłaniu rozkazów i edyktów. Kiedy jednak okazało się, ze jego rozporządzenia są ignorowane, Norton I skupił się na sprawach lokalnych. Zajął się m.in. inspekcją dróg i budynków oraz głoszeniem długich przemów do ludu. Jadał za darmo w najlepszych restauracjach i miał zagwarantowane miejsce w pierwszych rzędach teatrów w San Francisco. Norton I wyprzedził też swą epokę - głosił, że należy stworzyć Ligę Narodów stojącą na straży pokoju oraz że trzeba zbudować most pomiędzy Oakland i San Francisco. Oba plany samozwańczego władcy zostały wprowadzone w życie wiele lat później.
Norton I był, mimo swoich dziwactw,* lubianą i szanowaną głową państwa. Wielkim smutkiem dla obywateli jego ziem była śmierć władcy. Na pogrzebie stawiło się 30 000 osób (orszak wlókł się podobno przez 3 km!).
* Jednym z dziwnych rozporządzeń Nortona I było to dotyczące słowa „Frisco”, będącego skrótem od „San Francisco”. Władca wyjątkowo pogardzał tym wyrazem i zarządził, że każda osoba, z której ust on padnie, ukarana zostanie grzywną 25 dolarów. Norton planował też poślubić królową Wiktorię...

Ludwik II Bawarski
Władcę Bawarii (zwanego czasami "bajkowym królem") cenimy za to, że był pacyfistą, mecenasem sztuki i miłośnikiem pompatycznych brzmień Wagnera (które absolutnie nie kojarzą się nam z pacyfizmem, a raczej z germańskimi hymnami wojennymi). Ludwik II, podobnie jak inni tu opisani władcy, był wyjątkowym dziwakiem. Chcąc zamienić dzień z nocą, kazał namalować na suficie swej sypialni nieboskłon usiany gwiazdami, a w środku nocy wybierał się na wielogodzinne przejażdżki swą karocą. Król ten uważał się za wcielenie jednego z legendarnych rycerzy Okrągłego Stołu. Pod osłoną nocy potrafił przez siedem godzin jeździć swoim koniem w kółko tylko po to, aby zasymulować długą, heroiczną podróż z jednego miasta do drugiego. Czas takich wojaży obliczony był co do minuty. Zafascynowany literaturą i muzyka władca znalazł cel swojego życia– wznoszenie zamków nawiązujących wyglądem do średniowiecznych twierdz. W 1869 roku rozpoczyna się budowa słynnego Neuschwanstein– budowli, która zainspirowała twórców pałacu Disneya. W 1870 roku ruszają prace nad zamkiem Linderhof, a w 1878 w życie wchodzi projekt pałacu Herrenchiemsee. 
Stan kondycji psychicznej Ludwika ulegał systematycznemu pogorszeniu. Zdziwaczały król albo cieszył się niczym dziecko, albo popadał w niepohamowany gniew. W napadach furii kazał chłostać, a nawet ścinać służbę. Kiedy jego stan stabilizował się, przepraszał skrzywdzonych poddanych, próbując wynagrodzić im krzywdy. 
Władca oddawał się dziecięcym zabawom, posiłki jadał często i samotnie - odizolowany od świata wszystkie sprawy załatwiał droga listowną. W czasie przejażdżek po okolicy Ludwik rozmawiał z naturą, odpowiadając na głosy, których nikt inny nie był w stanie usłyszeć. 
Trwoniący na własne zachcianki publiczne fundusze król, stał się ciężarem dla rządu, który postanowił odsunąć go od władzy. Ludwik osadzony został w zamienionym na areszt zamku Berg. 
Pod koniec swych rządów władca odseparował się od świata i większość czasu spędzał w jednej ze swych licznych posiadłościach alpejskich. W czasie spaceru monarchy z lekarzem doszło do tragicznego i tajemniczego wydarzenia. Kiedy mężczyźni długo nie wracali, rozpoczęto poszukiwania. Najgorsze obawy okazały się prawdą. Z pobliskiego jeziora wyłowiono dwa ciała. Oględziny zwłok wykazały na ciele doktora ślady szamotaniny, których brakowało na ciele władcy. Okoliczności śmierci Bajkowego Króla i jego doktora do dziś pozostają niewyjaśnione…


Qin Shi Huang
Ten władca to przede wszystkim cesarz, któremu udało się zjednoczyć walczące przez blisko ćwierć milenium chińskie królestwa. To również pierwszy cesarz rozpoczynający dynastię Qin. Był to człowiek obsesyjnie bojący się śmierci. Miał ku temu powody - nie brakowało wrogów dybiących na jego życie. Sporą część swego żywota Qin Shi Huang spędził poszukując klucza do nieśmiertelności. Korzystał z pomocy wróżbitów, lekarzy i uduchowionych mędrców. 
Cesarz nigdy nie spał w tej samej lokacji dwa razy, a ujawnienie miejsca jego przebywania było uznawane za najgorsze z przestępstw. Władca przemieszczał się pomiędzy swoimi pałacami za pomocą specjalnych przejść podziemnych. Qin Shi Huang bał się, że jego wrogowie mogą przeszkadzać mu nawet po śmierci. Zlecił więc wykonanie wielkiego grobowca, na straży którego stanęło 8000 żołnierzy wykonanych z terakoty (tjja... Terakotowa Armia). W grobowcu umieszczono też miniaturowa makietę Imperium- dzięki temu cesarz z zaświatów mógł rządzić państwem.



Jerzy III Hanowerski
Mówiąc o obłąkanych głowach państw, trudno nie wspomnieć o Jerzym III- władcy Wielkiej Brytanii i Irlandii. Był to najdłużej panujący król na tych ziemiach, ale i jednocześnie człowiek o niespotykanej pamięci - podobno znał z imienia wszystkich swych najbliższych poddanych, niezależnie, od odźwiernych po farmerów. W ostatnich latach życia Jerzy III zaczął mieć problemy ze zdrowiem- wszystko wskazuje na to, że za jego pogarszający się stan psychiczny odpowiadała porfiria - choroba, która prawdopodobnie uaktywniła się w wyniku zatrucia się przez władcę arszenikiem. Arszenik stosowany był w XVIII wieku jako jeden ze składników pudrów stosowanych do upiększania peruk.
I tak też pewnego dnia Jerzy III wymyślił sobie, że odtąd każdą wypowiedź kończyć będzie słowem "paw". Podczas przemówienia do członków parlamentu rzekł: "Moi drodzy lordowie... i pawie." Raz też ubrał się w czarne szaty i poinformował wszystkich, że nosi żałobę po zmarłym królu Jerzym III. Król prowadził też czasem wielogodzinne rozmowy ze znajomymi aniołami. Raz też wdał się w pogawędkę z dębem, uścisnąwszy wcześniej, w powitalnym geście, jego gałąź. Jerzy był przekonany, że ma przed sobą samego króla Prus...
W roku 1819 Jerzy ostatecznie popada w szaleństwo. Przemawiał nieprzerwanie przez 58 godzin! Następnie zapadł w śpiączkę, a wkrótce po tym zmarł– pozbawiony zmysłów wzroku i słuchu, unieruchomiony w łóżku ze względu na to, że nogi również odmówiły mu posłuszeństwa.


Bolesław Śmiały
Polski król przez licznych historyków uznawany jest za jednego z najlepszych polityków z dynastii Piastów. Pomimo talentu strategicznego, Bolesław Śmiały okrył się sławą szalonego monarchy– a to za sprawą temperamentu, który popychał go do czynów gwałtownych i okrutnych. 
W czasie jednej z długotrwałych wypraw wojennych, małżonki rycerzy króla pozostawione same w posiadłościach swoich mężów- zdradzały ich z zarządcami majątków. Sami rycerze za to- nie zważając na rozkazy władcy, opuścili posterunki i natychmiast wrócili do kraju. Na wieść o tym Bolesław kazał zgładzić nieposłusznych poddanych, a niewierne żony pohańbił, zmuszając je do karmienia szczeniąt własną piersią. 
Nie wiadomo, czy to zbyt surowe kary, czy inne różnice światopoglądowe doprowadziły do słynnego konfliktu między monarchą i biskupem Stanisławem. Bolesław rozwścieczony klątwą, którą nałożył na niego duchowny, ukarał biskupa obcięciem członków– rąk i nóg. 
Konsekwencje tego czynu były tragiczne dla polskiego króla. Zbuntowani możnowładcy zmusili go do ucieczki na Węgry. Nie zmieniło to jednak nic w zachowaniu monarchy, który witając się z udzielającym mu schronienia władcą Węgier – nawet nie zsiadł z konia! 
Bolesław Śmiały zmarł w 1081 lub 1082 roku. Niektórzy twierdzą, że został otruty





Aleksander VI 
Nie był on co prawda monarchą, ale jako głowa kościoła katolickiego, stawał na równi, a często nawet wyżej niż niejeden władca świecki. Aleksander VI, a właściwie Rodrigo de Borgia y Borja został papieżem w roku 1492 i pełnił ten urząd aż do śmierci. 
Aleksander przeszedł to historii jako jeden z najgorszych papieży. Niektórzy historycy polemizują z tym poglądem, wskazując na dobre strony jego polityki. Niezależnie od jak ocenia się pontyfikat Aleksandra VI – jego życie jako najwyższego kapłana kościoła katolickiego pozostawiało wiele do życzenia. 
Borgia nadmiernie dbał o osobiste korzyści. Nieślubne dzieci z rozmaitych związków osadzał na wysokich stanowiskach kościelnych, zapewniając im dobrobyt i dostęp do władzy. Sam chętnie oddawał się niemoralnym rozrywkom. Podobno często uczestniczył w publicznych orgiach. Niektórzy twierdzą, że utrzymywał również kazirodcze stosunki z własną córką! 
Najsłynniejszym wybrykiem Aleksandra VI była uczta znana jako 'Bankiet Kasztanów', lub 'Balet Kasztanów'. Brało w niej udział około 50 prostytutek i kurtyzan, które nagie zabawiały tańcem służbę oraz innych obecnych. Następnie z rozkazu papieża na podłodze ustawiono płonące świece, a pośród nich rozrzucono kasztany, które nagie kobiety musiały zbierać – czołgając się między świecznikami. 
Borgia został po śmierci uznany za opętanego przez diabła. Świadczyć o tym miały zmiany, jakie zaszły na jego ciele tuż po śmierci. Podobno jego twarz przybrała dziwny kolor i cała pokryła się sinymi i czarnymi plamami. Nos, usta i język opuchły do tego stopnia, że oblicze Aleksandra VI napełniało wszystkich obecnych na jego pogrzebie obrzydzeniem i przerażeniem. Za mała trumna nie mogła pomieścić papieża, którego ostatecznie zawinięto w stary dywan i na siłę wciśnięto do skrzyni.

Kaligula
Początki panowania nowego cesarza były dla rzymskiego ludu spełnieniem odwiecznych pragnień o dobrym i cnotliwym władcy. Kaligula zniósł przestępstwo o obrazę majestatu, wydał rozkaz wypłacenia wojskowym jednorazowego żołdu oraz ułaskawił wszystkich oskarżonych o zbrodnie polityczne. To mógł być początek nowego - sprawiedliwego Rzymu. 
Okazało się jednak, że były to zaledwie dobre złego początki. Cesarz nieoczekiwanie podupadł na zdrowiu. Przerażeni poddani błagali bogów o oszczędzenie ukochanego władcy, ofiarowując się oddać za niego swoje własne życie. Prośby zostały wysłuchane - Kaligula wrócił do zdrowia. 
Niestety choroba zmieniła go nie do poznania. Jednym z pierwszych rozkazów jakie wydał, był nakaz pozbawienia życia wszystkich, którzy oferowali się ponieść śmierć w jego intencji. Cesarz twierdził, że przyrzeczenie musi zostać spełnione – złamanie obietnicy byłoby obrazą dla bogów. 
Byłoby również obrazą dla niego, ponieważ kolejnym rozporządzeniem władcy było uznanie siebie samego za jednego z bogów. Kaligula wymagał od poddanych kultu równego temu, który lud oddawał Jowiszowi. Podobno cesarz chętnie wcielał się w postacie rozmaitych bóstw – nawet kobiecych, stąd często przyodziewał się w kobiece szaty i damskie peruki. 
Nie był to jednak koniec osobliwości. Władca ograniczył swój czas jedynie do oddawania się licznym przyjemnościom, pomijając całkowicie wypełnianie nałożonych na niego obowiązków. Kiedy senat zaprotestował przeciwko trwonieniu publicznych funduszy na zachcianki cesarza, Kaligula pragnąc ośmieszyć doradców, uczynił swojego ukochanego konia Incitatusa senatorem.
Zamiast prowadzić kampanie zbrojne przeciw armiom wroga, Kaligula staczał pojedynki z wyimaginowanym przeciwnikiem. Ponoć kazał żołnierzom stanąć do walki z Neptunem, rozkazując wojskowym ciskać w fale ogromnymi kamieniami i ciąć wodę orężem. 
Oficerowie gwardii nie mogąc znieść chaosu, który zapanował w Rzymie, postanowili dokonać zamachu na życie władcy. Kaligula zginął 24 stycznia 41 r. z ręki Kasjusza Cherea i Korneliusza Sabinusa.


źródła: joemonster.orgniewiarygodne.pl

wtorek, 7 stycznia 2014

Coś na dobranoc :3

Opowiem wam historię pewnego "nawiedzonego", francuskiego miasteczka ;)

"Był rok 1951 kiedy w położonej na południu Francji wiosce pojawiły się demony. Przerażeni wieśniacy nie wiedzieli co się dzieje. Zbiorowe halucynacje i ataki szału zawładnęły większością mieszkańców Pont-Saint-Esprit. Dopiero po latach okazało się, że prawdziwa siła nieczysta ukryła się w chlebie i to dzięki niemu opętała bogobojnych obywateli wsi.
Dosłownie w ciągu jednej chwili wieś odwiedzona została przez przerażające ogniste demony i tajemnicze siły, które zmuszały ludzi do niebezpiecznych, autodestrukcyjnych zachowań.
Ci, którzy pamiętają dramatyczne wydarzenia z 16 kwietnia 1951 roku przywołują przykłady mrożących krew w żyłach „nawiedzeń”. Na przykład pewien mężczyzna usiłował utopić się wrzeszcząc, że jego ciało jest pożerane przez masę wijących się węży. Inni wykazywali jeszcze bardziej samobójcze odruchy. Odnotowano przypadek człowieka, który wrzeszcząc „Jam jest samolotem!” wyskoczył z drugiego piętra budynku i gruchnął o ziemię z takim impetem, że złamał sobie obie nogi. Niewzruszony tym faktem, wstał i przebiegł jeszcze ok. 50 metrów zanim sfatygowane kończyny odmówiły mu posłuszeństwa.
Atak „demonów” nie oszczędził też dzieci. I tak na przykład, pewien jedenastolatek zapałał nienawiścią do własnej babci, rzucił się na nią celem uduszenia starowinki.
Bywały też nieco bardziej absurdalne halucynacje. Udokumentowano przypadek mężczyzny, który z przerażeniem odkrył, że oto jego serce wydostało się z klatki piersiowej, przedostało się do stopy i uciekło nogawką. Zatrwożony tym widokiem, biedak czym prędzej udał się do lekarza i błagał go aby ten pomógł mu wstawić organ z powrotem na swoje miejsce.
Mieszkańcy, którzy halucynacji nie doświadczyli czym prędzej zorganizowali się i ruszyli na ratunek swym obłąkanym sąsiadom. Setki osób musiały zostać, dla własnego dobra, przywiązanych do szpitalnych łóżek. Świadkowie mówią o wijących się ofiarach, które wrzeszczały, że z ich ciał wyrastają kwiatki, podczas gdy inni zaręczali, że ich głowy zamieniły się w topniejący ołów.
Najtrudniejszych do opanowania pacjentów trzeba było umieścić w izolatkach. Nie wszystkich udało się uratować. Wiele osób zostało stratowanych, ciężko rannych w wyniku niekontrolowanych zachowań lub ataków innych oszalałych mieszkańców. W rezultacie z życiem pożegnało się siedem osób.
Kiedy sytuację opanowano, wszczęto poszukiwania winnego tego zabawnego, aczkolwiek tragicznego w skutkach, zamieszania. Trop prowadził do miejscowej piekarni. Początkowo wskazywano na odmianę sporyszu, którą piekarz nieopatrznie wykorzystał do swoich wypieków, a która zawierała silnie psychoaktywną substancję. Późniejsze dochodzenia sugerowały, że jedzenie mogło być zatrute organiczną rtęcią.
Dopiero pewien dziennikarz- H. P. Albarelli Jr, który na własną rękę przyjrzał się sprawie znalazł nieco inne, bardziej sensacyjne, wytłumaczenie zjawisk, które wstrząsnęły francuską wsią. Wszystko wskazywało na to, że w „zatrucie” chleba wmieszani byli przedstawiciele CIA i tajnego oddziału Amerykańskiej Armii, a substancja odpowiedzialna za traumatyczne doświadczenia mieszkańców to nic innego jak LSD.
Reporter zainteresował się tajemniczym samobójstwem Franka Olsona– biochemika, który dwa lata po wydarzeniach w Pont-Saint-Esprit zabił się wyskakując z 13 piętra budynku. Zagłębiając się w tę sprawę, Albarelli Jr dotarł do dokumentów CIA dotyczących tej sprawy. 
W ten sposób przypadkiem trafił na zapis rozmowy pomiędzy agentem CIA a przedstawicielem firmy farmaceutycznej Sandoz, należącej do koncernu Novartis (to tam Albert Hoffman stworzył LSD). W dokumencie poruszono sprawę francuskiej wsi– czynnikiem odpowiedzialnym za przedziwne zachowania mieszkańców było LSD.
Niezależnie od tego czy rewelacje przedstawione przez dziennikarza były prawdziwe to faktem jest, że w tych czasach CIA testowało LSD w ramach swojego projektu MK-Ultra. Miało on na celu stworzenie idealnego sposobu na manipulację ludźmi przez zastosowanie środków chemicznych. Jednym z głównych rekwizytów, którymi interesowały się służby wywiadowcze było właśnie LSD.
Kwas testowany był w różny sposób i w różnych okolicznościach. Niemałą rolę odegrały tu prostytutki i burdelmamy z Marin, Nowego Jorku i San Francisco. Agenci CIA montowali w pokojach fenickie lustra i nakazywali kobietom pracującym w domach publicznych przemycać w podawanym klientom alkoholu spore dawki LSD. Ten niecodzienny „teatr” miał na celu obserwowanie m.in. seksualnych zachowań osób naćpanych. Niestety, taśmy z tymi nagraniami zdecydowali się zachować dla siebie...
Oprócz LSD CIA interesowało się wykorzystaniem takich środków jak alkohol, heroina, psylocybina, meskalina czy marihuana."

Dobranoc :)